RunCross Race, czyli wyzwanie dla twardzieli

RunCross Race – ta nazwa zawiera w sobie wszystko, co czekało na nas 20 sierpnia. Był Run, czyli bieg na dystansie blisko 10 km. Był Cross, czyli podbiegi, zbiegi, grząski grunt, woda, gruz i wiele innych przeszkód. No i w końcu był Race, czyli prawdziwy wyścig, w którym po raz pierwszy ścigałem się o miejsce, a nie tylko o czas.

14034844_247039045690401_9027144315547138524_n
Fot. Katarzyna Preuss

Start postanowiłem sobie utrudnić, wybierając się na 35 km przejażdżkę do Obornik, gdzie od odbywał się start, kolarzówką. Stwierdziłem, że to niezła okazja na trening zakładkowy (rower + bieganie + rower), a przy okazji przejadę się ciekawą trasą. I faktycznie była bardzo ciekawa. W Bolechowie np. napotkałem się na najbezpieczniejszą drogę rowerową w Polsce 😉 W końcu wjechanie rozpędzoną kolarzówką w metalowe barierki to świetna alternatywa, dla wjechania w pole…

2016-08-20 13.06.17

Po 1:20h jazdy dotarłem na miejsce. Pakiet odebrałem dzień wcześniej, więc szybkie przebranie ciuchów, depozyt i kieruję się w okolice startu. Tam witam się z Przemkiem – organizatorem imprezy, który nie tylko mnie na nią zaprosił, ale nawet uczynił ambasadorem tego wydarzenia i przyznał numer 201! 🙂 Jest także Grzegorz z ForRun, który wcześniej pobiegł rekreacyjnie na dystansie jednego okrążenia, a teraz poprowadzi rozgrzewkę przed startem.

14117962_247038495690456_8518866450678372486_n
Fot. Katarzyna Preuss

Start był ciekawy, bo wystartowaliśmy niczym motocykle – wszyscy z jednej linii. Silniki się w nas powoli gotowały, bo o ile poranek był umiarkowanie ciepły, to o 14:30 grzało już bardzo konkretnie. Ruszyłem dość szybko i na początku znalazłem się na 6 pozycji.

14034904_247038715690434_9105706721042219960_n
Fot. Katarzyna Preuss

Trasa była bardzo urozmaicona i jeszcze bardziej wymagająca. Na dzień dobry podbieg, a w tym wypadku podbiegi to nie lekko nachylone długie odcinki, tylko bardzo strome fragmenty trasy, pod które ciężko wejść, a co dopiero wbiec. Potem ostry zbieg i kombinacja przeszkód – basen z wodą, wielkie pniaki, piramida z opon i gruzowisko. Potem kolejny ostry podbieg i to po grząskiej ziemi. Mimo to, na pierwszej górce udało mi się wyprzedzić jednego zawodnika, a na zbiegu kolejnego. Niezły początek, pomyślałem sobie.

14055171_247038955690410_3569199280785396982_n
Fot. Katarzyna Preuss

Kolejny kilometr był prostszy, choć sam odcinek kręty jak serpentyna. Do tego piach, który utrudniał pokonywanie terenu. Dalej był dość długi odcinek po polanie i wbieg do lasu. A tam nawierzchnia typowo leśna – piach, grząska ziemia, korzenie. Nie brakowało też wszechobecnych górek i zbiegów. Tam jednak udało mi się wyprzedzić kolejnego zawodnika i wyszedłem na trzecie miejsce.

WP_20160820_14_33_59_Pro

Po wybiegnięciu z lasu czekało na nas pełne słońce i pełno górek – tych sztucznych, usypanych specjalnie dla motorów crossowych. Wbiegi były teoretycznie krótkie (10-15 metrów), ale bardzo ostre nachylenie sprawiało, że mało kto był w stanie tam biec. Większość przechodziła do marszu.

WP_20160820_15_13_43_Pro

Najtrudniejszy, bo najdłuższy i najbardziej stromy, był ten ostatni podbieg – a jakże! Po nim czekała już na nas tylko ślizgawka i prosta do mety. No może nie tylko to, bo całość trzeba było jeszcze powtórzyć. Za metą na szczęście czekał punkt z wodą. Chwytam za dwa kubki – jeden do ust, drugi na głowę. Mało. Powtórka. Nadal mało, ale trudno, muszę biec dalej, bo kolejny zawodnik też już siedzi mi na ogonie.

WP_20160820_15_16_14_Pro

Kolejne kółko, mimo że znałem już wszystkie przeszkody i przebieg trasy, było dużo trudniejsze. Odwodnienie dawało sobie już ostro znać. Ta sauna wczoraj wieczorem, to był świetny pomysł – wkurzałem się na siebie. W głowie trwa cały czas walka z samym sobą. Organizm nieustannie podpowiada, żeby przestać. Kolejną górkę możesz przecież podejść. Przecież nie stracisz tak wiele. Stracę. Nie ma marszu. Zaciskam zęby i pokonuję kolejne wzniesienia i metry. Przecież jestem trzeci, mam szanse na pierwsze podium! Jedna tylko myśl mnie cały czas niepokoi. Druga fala. Ja pobiegłem w pierwszej i jestem na wirtualnym podium w tym momencie, ale wystarczy, że znajdzie się choć jedna osoba w drugiej fali, która będzie szybsza niż ja i po pudle. Ale biegnę dalej i nie zakładam scenariusza czarnego, jak ubrania które na siebie przywdziałem.

WP_20160820_15_13_17_Pro

Wybiegam z lasu. Już niedaleko. W linii prostej pewnie z 300 metrów. Ale linia nie jest prosta, tylko przebiega przez bodajże 6 kolejnych podbiegów. Grzesiek pojawia się na kolejnych górkach, dopinguje i pstryka fotki. Silę się na uśmiech, choć nie jest łatwo. Dobra, ostatnia górka. Samo zbieganie z niej jest trudne, a podbieganie jeszcze trudniejsze. Parę kroków i jestem na górze. Teraz tylko ślizg i jest! Ufff, udało się. Przeżyłem. I am survivor!

14089213_247039689023670_6027652538040971197_n
Fot. Katarzyna Preuss

Na mecie Kajetan pyta mnie czy polać. Głupie pytanie! Lej i nie żałuj! Odbieram medal i idę umrzeć. Znajduję w tym celu nawet wygodne łóżko. Kładę się na nim. Ale umieranie najwyraźniej czeka mnie w mękach. Trafiłem bowiem w ręce Andrzeja – masażysty z Fizjo Activ, który pomógł moim obolałym łydkom dojść do sprawności. Bolało mocno, bo masażysta znalazł jakiś stan zapalny w lewej łydce. Potem skojarzyłem, że to pewnie jeszcze efekty skurczu, który dopadł mnie 2 tygodnie temu na Ironmanie 70.3 w Gdyni. Na drugi dzień o dziwo mogłem normalnie chodzić, a nawet biegać. A nie zapowiadało się na to zaraz po biegu.

WP_20160820_15_32_30_Pro

W międzyczasie okazało się, że moje myśli się potwierdziły. W drugiej fali znalazł się superagent, który pokonał nie tylko mnie, ale i całą stawkę. Wygrał bieg, spychając mnie na czwarte miejsce. Hasztag najgorzej.

IMG_20160820_195911

Co ciekawe, po tym biegu Garmin poinformował mnie, że pobiłem nowy rekord! Choć akurat jeden z tych, których nie chce się poprawiać – najwyższe tętno. 192 uderzenia na minutę. To tylko potwierdza, jak trudny i wymagający był to bieg. Z chęcią kiedyś go powtórzę, choć na mecie mówiłem, że już wolę biec maratony 😉