Relacja z 5. Śrem Półmaraton

O półmaratonie w Śremie dowiedziałem się przypadkiem. Gdzieś na Facebooku wyskoczyła mi informacja, że tylko do dziś (tj. bodajże 19 maja) opłata startowa wynosi 60 zł. Śrem? Blisko Poznania. Do tego mieszka tam kuzynka Oli, która ma synka zaledwie kilka miesięcy starszego od Jasia. Można by ich odwiedzić. Ja pobiegam, a reszta Tri Of Us wpadnie z wizytą. Ola potwierdza, że plan sensowny, więc nie ma co czekać. Kupuję pakiet.

Z czasem okazało się, że kuzynka ze Śremu wyjeżdża w tym czasie na wakacje. Koleżanka, która miała jechać ze mną i wystartować – to samo. Ola zapisała się na warsztaty chustonoszenia i zostałem sam na placu boju. Zacząłem się zastanawiać, czy warto w takim razie jechać. W sukurs jednak przyszli Tomek i Michał, których znalazłem na blablacarze i Magda, z którą pracuję, a pochodzi ze Śremu. No to jedziemy!

pojechali

Wyjazd o 6:45. Część drogi autostradą, część ekspresówką i na miejscu byliśmy już o 7:30. Pusto. Biuro zawodów zupełnie bez kolejki. Wolne ławki. Można się rozgościć i spokojnie przygotować do biegu.

biuro

Idziemy po pakiet startowy, który przyznam, że był chyba najbardziej nietypowy z tych, jakie dotychczas widziałem. W środku znajdowały się bowiem:

  • kabanosy od Mroza!
  • torba sportowa – choć na moje oko to raczej wyrośnięta kosmetyczka 😉
  • potówka – ale taka ogromna, 3x większa od standardowej
  • puszka Lech Free od Kompanii Piwowarskiej
  • baton z przypiętą ulotką
  • bon – 100 zł na buty
  • zakreślacz
  • garść ulotek, a wśród nich – nabór na szwaczkę i tapicera! 🙂

pakiet

Montujemy numerek z chipem, resztę rzeczy oddajemy do depozytu. I idziemy na rozgrzewkę. Najpierw jeszcze toaleta i tu kolejne zaskoczenie – pół godziny przed startem toi-toie kompletnie puste. Zwykle na innych biegach trzeba by się przygotować na kilkuminutową kolejkę, a tu proszę. W środku jeszcze jest papier toaletowy. No luxtorpeda normalnie.

CAMERA

Cel na bieg

Gdy wychodząc z domu karmiąca Juniora Ola spytała mnie „to na ile w końcu chcę pobiec”, powiedziałem, że albo będzie 1:34, albo 1:40. Trener zalecił mi bowiem, żeby zacząć od tempa 4:35 min/km i w miarę możliwości przyśpieszać. Jak zabraknie sił, to skończy się na 1:40h. A jak się uda zrealizować plan, to może uda się poprawić świeżą życiówkę z Poznania (1:34:59h). Ale udać się nie powinno. Trener Jarek Skiba rozpisał na ten tydzień szalony plan. 3h pływania w jeziorze, 2h pływania, 1h strechingu i aż 8h roweru! Łącznie 14h – ponad 1/3 etatu. A przecież jeszcze mam cały etat w pracy i siedmiotygodniowego Jasia, przy którym zdążyłem już zapomnieć co to jest przespana noc.

start

Trasa

Przed zapisami naturalnie zerknąłem na mapkę z trasą biegu. Wygląda na fajną. Wybiega się z miasta, leci w kierunku bliżej nieznanych wiosek, odchodzi na drugi krąg i wraca. Co najważniejsze – jedno, duże kółko. Potem, gdy dopytałem kolegę, który biegł w Śremie rok temu, to entuzjazm nieco mi zgasł. „Trasa taka sobie, bo wybiegasz z miasta i potem nic się nie dzieje. Tak, jak w Gnieźnie.” Mieszczuch jeden 😉 Okazało się, że trasa była na prawdę ciekawa. Dużo zieleni, sporo cienia. Do tego cały czas po asfalcie. Zdecydowanie wolę to, niż robić 3 okrążenia po mieście, jak bywa na niektórych półmaratonach. Jedynym drobnym problem były niektóre podbiegi, które odbijały się nieznacznie na tempie. Choć z tego co słyszałem, to od kolejnej edycji, trasa ma się zmienić.

bieg

Pogoda

Dopisała. Zdecydowanie dopisała. Z tego co czytałem na stronie organizatora, we wszystkich dotychczasowych edycjach oscylowała w granicach 25-29 stopni. Tym razem zamiast dobić do 30-ki, spadła do 15-ki. Może nie super optymalnie, ale jak na połowę czerwca to na prawdę dobrze. Do tego prawie bezwietrznie i lekko pochmurnie. Nie można narzekać.

CAMERA

Przebieg biegu

Małe biegi mają to do siebie, że nie ma tłumu. A tłum z jednej strony sprawia, że musisz się przeciskać i walczyć o pozycje, a z drugiej strony szarpie. Lecisz nie swoim tempem, Nadmiernie gazujesz na początku, przez co pod koniec biegu pojawiają się problemy. Tu tego absolutnie nie było. Od początku do końca mogłem skupić się na swoim biegu i regulować tempo.

CAMERA

Biegło mi się na tyle fajnie i bezproblemowo, że… kompletnie zapomniałem o żelu energetycznym, który miałem w kieszeni. Co gorsza, przypomniałem sobie o nim dopiero na 12 km, tuż po wodopoju. Chcąc uniknąć mordoklejki, musiałem poczekać do kolejnego punktu z wodą, a ten był na 15,5 km. Późno. Bałem się, że żel nie zdąży się przyjąć i na finiszu opadnę z sił.

Fot. Piotr Szalony
Fot. Piotr Szalony

Ale na szczęście kryzysu nie było, choć trasa na końcówce była wymagająca. Udało mi się jednak utrzymać na końcowych kilometrach tempo 4:20 min/km, zyskać kilka pozycji i popozować Magdzie goniącej mnie rowerem do zdjęć 😉

Śrem

Efekt – Śrem Półmaraton ukończony w 1:34:36. Nowa życiówka. 71. miejsce open i 30 w najmocniejszej kategorii M30. Bomba!

Na mecie

Po minięciu linii mety oczywiście euforia. Jest sukces i to dość niespodziewany. Idę celebrować. Po drodze napotykam namioty z masażystami – kolejna rzecz, której nie spodziewałbym się po tak kameralnej imprezie. Tym razem jednak napotkałem się na kolejkę – całe 3 osoby przede mną! Chwilę potem już leżałem na stole i przywracałem czworogłowe do użytku.

mas

Po masażu kolejne przyjemności – jedzenie i piwko. Co prawda przyjechałem autem, ale częstowali piwem bezalkoholowym, więc mogłem sobie pozwolić, na ten wyjątkowo dobry izotonik. Na biegaczy czekało też smaczne pasty w dwóch wariantach. Makaron nie był rozgotowany, a gdy zabrakło, to szybko dowieźli. Można? 🙂

Wnioski

Życiówka cieszy zawsze. Ta jednak cieszy podwójnie, ze względu na „styl” w jakim udało się ją osiągnąć. 8 tygodni w temu podczas Poznań Półmaraton była wymęczona – z wywalonym jęzorem, z kryzysami, z kolką wątrobową, z grymasem na ustach. Teraz, jakby to powiedział nieodżałowany Piotr Żyła – luz w dupie. Cieszę się, że forma rośnie, co jest świetnym prognostykiem na mój sobotni start w triathlonie w Lusowie. A przy okazji zobaczyłem na własnej skórze, jak ważne jest trzymanie tempa.

A dla mnie Śrem Półmaraton wkroczył do grona „Wielkiego Śrema” – czyli imprez, które z przyjemnością powtórzę i wpisuję do kalendarza na 2017 rok.

endo

Plusy 

  • brak kolejek – do biura zawodów, toalet, szatni, po makaron – no wszędzie
  • ciekawa trasa – jedno kółko
  • oryginalny pakiet startowy
  • możesz bezproblemowo zaparkować 100 metrów od linii start
  • duża ilość wody na trasie
  • smaczne pasta party
  • piknikowa atmosfera
  • masaże
  • losowanie licznych nagród

Plusy ni to dodatnie, ni to ujemne

  • zraszacze – oczywiście plus, za to że były. Minus za to, że dawały ledwie odczuwalną mgiełkę, a nie solidny prysznic.

Plusy ujemne

  • niewielka „ranga” biegu
  • brak węglowodanów w punktach odżywczych (była tylko woda)
  • medal – ładniejszy niż poprzednio, ale ciągle mało imponujący

medal