(Multi)relacja z Kórnik Triathlon 2016

To był dość szalony plan, który mógł nie wypalić. Od narodzin Jasia ledwie kilka razy udało nam się razem potrenować, a tym razem planujemy start w tym samym czasie. I to nie w imprezie biegowej, ale w triathlonie. Jak to wszyscy zniosą i jak to ogarnąć logistycznie? Nie wiadomo. Ale udało się.

2016-09-17-19-39-57

Ola pakiet startowy dostała ode mnie w prezencie z okazji wejścia do kategorii K30. Ja sam planowałem zapisać się na 1/4, ale w czerwcu nie było już miejsc. Najgorzej. I co teraz? Jednak po świetnych występach sztafet Zgrupka Team w Triathlonie Lwa (4. i 5. miejsca!), zrodziła się chęć kontynuacji projektu. Szybko zmontowały się 2 nowe sztafety, a potem dołączyły nawet 2 kolejne. Ja oczywiście na bieganie, bo tylko do tego się nadaję 😉 No ale co to za triathlon, gdzie się tylko biegnie? To może by tak jeszcze 1/10 dorzucić? Mail do organizatorów – można? Można! No to zapisuję się i na ten dystans.

Wprowadzenie

Pierwsza, zeszłoroczna edycja Kórnik Triathlon zaowocowała wysypem życiówek. Nie żeby tyle osób specjalnie szykowało szczyt formy na ostatnią imprezę w sezonie. Wszystko to za sprawą wpadki z niedomierzonymi dystansami. Etap pływacki na 1/4 IM był krótszy o około 200 metrów, a trasa kolarska liczyła około 43 km. W efekcie udało mi się wykręcić czas 2:28h, choć za życiówkę na tym dystansie przyjmuję czas z Sierakowa 2:30h. Miałem nadzieję, że w tym roku organizatorzy będą chcieli tak wymierzyć dystanse tak, żeby być nowym wzorcem metra z Sèvres. Tym razem o życiówkę było jeszcze prościej, bo… oboje z debiutowaliśmy na dystansie 1/10 IM. Dla Oli to idealny dystans, by spróbować swoich sił niespełna 5 miesięcy po urodzeniu Jasia. Dla mnie to kolejny punkt do portfolio 😉 Teraz pozostały mi „tylko” sprint, 1/8 IM, no i… pełen dystans.

Plan był taki. Na czas startu opiekę nad Jasiem przejmie Isia – matka trójki dzieci, która chciała przyjrzeć się z bliska zawodom triathlonowym, a do tego bardzo lubi Jasia. Idealnie się zgraliśmy. Musimy wyjechać o 8 rano, żeby zdążyć się ogarnąć ze wszystkim – odbiór pakietów, wypakowanie i wpakowanie sprzętu do strefy, rozgrzewka i… punkt odżywczy dla Jasia.

Jak to z dzieckiem bywa, plan swoje, a życie swoje 🙂 Ale poślizg był niewielki. Do Kórnika dotarliśmy przed godz.  9. Ola pobiegła po pakiety, ja zacząłem wypakowywać sprzęt. Potem schowała się w aucie, by Jasiu mógł zatankować pod korek. Gdy już wszystko było gotowe, ja chwyciłem 4 kółka (2 rowery), Ola 4 kółka (wózek) i poszliśmy w kierunku strefy zmian. Jasia przejęła Isia ze swoją córką, a my gotowaliśmy się do startu.

2016-09-18-09-30-51

[Ola]

Gdy na 30-te urodziny spomiędzy kartki z życzeniami od Artura wypadło też wydrukowane logo Triathlonu w Kórniku, to nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Urodziny mam 1 czerwca i wtedy też odbył się mój pierwszy trening po ciąży, więc nie miałam zielonego pojęcia w jakim miejscu będę zaledwie 3,5 miesiąca później w dniu startu imprezy. Swoją drogą, wpisowe w ramach mojego pierwszego triathlonu również dostałam od Artura w ramach gwiazdkowego prezentu. Strach się bać co dostane na np. kolejny Dzień Matki 😉 Ale może i dobrze – sama pewnie nie odważyłabym się zbyt prędko ani na pierwszy triathlon w ogóle, ani tym bardziej na start tak szybko po ciąży.

2016-09-18-09-30-57

W ciągu tych trzech miesięcy udało mi się głównie realizować treningi biegowe. Na szybkie 5 km zawsze można znaleźć czas. Wyjście na rower i basen jest już trochę bardziej wymagające i dopiero docieraliśmy się w tej materii z Jasiem i Arturem. Dlatego też po porodzie na rowerze byłam raptem 3 razy, na basenie może kilka razy więcej.

Pamiętam, że przed pierwszym triathlonem już 2 tygodnie przed startem chodziłam z takim stresem, że sama sobie zadawałam pytanie, na cholerę mi to wszystko. Moją piętą achillesową jest pływanie. Właściwie dopiero od 2 lat mogę powiedzieć, że jako tako pływam. Wcześniej przemieszczałam się w wodzie dość niezgrabnie, aż zapisałam się na kurs pływania. Ale nie wiem jak dobrze musiałabym umieć pływać, żeby przestać bać się wodnych potworów i zielono-brunatnych czeluści jezior czy rzek. W przypadku startu w Kórniku miałam syndrom wyparcia, starałam się nie myśleć co mnie czeka, ale wiedziałam że jak już wyjdę z wody w jednym kawałku, to będzie z górki 😉

2016-09-18-09-48-05

Najważniejsze przy tym starcie było dla mnie zapewnienie największego komfortu i pełnego brzuszka dla Jasia. Nasza pociecha bardzo lubi Isię (z wzajemnością), więc o nic się nie bałam. W dniu startu ładnie spał od 20 do 8 z tradycyjną przerwą o 4 nad ranem na szamkę, więc jak tylko się obudził ruszyliśmy do Kórnika, gdzie zaraz po przyjeździe go nakarmiłam, co gwarantowało, że wytrzyma z kolejnym karmieniem do czasu, aż mama wpadnie na linie mety.

Relacja z 1/10 IM Kórnik Triathlon

Strefa zmian

W strefie zmian było trochę nerwowo. Numery na rowery były trochę chaotycznie rozłożone, panowała dowolność w wieszaniu ich w jedną lub drugą stronę. Okazało się, że nie ma obiecanych stanowisk z izotonikiem, a my mamy tylko 2 puste bidony. Na szczęście poratowaliśmy się rozpuszczalnym izo High5 i resztą mineralnej. Rowery powieszone, buty ustawione, reszta majdanu do pływania wychodzi z nami. Kierujemy się w okolice startu nad jezioro.

14359765_10155196968421258_1717530565_o

Pływanie

Zaledwie 380 metrów do pokonania. Z jednej strony fajnie, bo tak niewiele, z drugiej strony obawialiśmy się, że przy tej ilości zawodników na starcie oznacza to jedną wielką pralkę. Na tak krótkim dystansie nie ma zbytnio szans na rozciągnięcie stawki, więc to może być wyjątkowo siłowe pływanie.

2016-09-18-14-09-00

[Artur]

Ustawiłem się w drugiej linii. Plan miałem jeden – zacząć mocno, żeby już od początku oddalić się od centrum zadymy. O dziwo plan się powiódł, bo był to chyba najmniej kolizyjny etap pływacki, jaki do tej pory zaliczyłem. Ledwie 2 nieszkodliwe kontakty z innymi na całej trasie. Chyba to kwestia szczęścia, bo inni twierdzili, że cały czas płynęli na kimś lub pod kimś 😉 Z wody wyszedłem po 8,5 minuty. Wynik jak na mnie niezły, tym bardziej, że od startu w gdyńskiej połówce na początku sierpnia, na basenie zameldowałem się całe 2 razy.

14393943_10155196968431258_93700875_o

[Ola]

Niby 380 metrów, ale strach i lęk jest związany u mnie z samym wejściem do wody. Liczę się z tym, że mogę zostać nie tyle co ugryziona przez rybę, co dostać lewego kraulowego od innego zawodnika. Ustawiłam się z lewej strony z boku żeby móc uniknąć największego ścisku i wiedząc że pływak ze mnie marny, nie chciałam blokować innych. Buziak od Artura na szczęście i nawet nie spostrzegłam kiedy ruszyliśmy. Usiłowałam uspokoić oddech i siebie. Ruszyłam spokojnie. Niestety od początku do końca co chwilę wpadałam na kogoś albo ktoś na mnie, co wytrącało mnie z rytmu i sprawiało, że na chwilę zwalniałam, żeby zorientować się co się dzieje dookoła mnie. Po minięciu dwóch bojek, obrałam azymut na linię brzegową. Szału nie było, ale udało się!

T1

Po wyjściu z wody do pokonania było 230 metrów. Lekki podbieg pełen kibiców, punkt z wodą, zakręt i jest strefa zmian. Szybka zmiana outfitu, chwytamy rower i biegniemy w kierunku żółtej linii, znajdującej się tuż za strefą.

img_7320

[Ola]

Po wyskoczeniu z wody szukam wzrokiem wózka z kolorowymi wstążeczkami i po chwili na zakręcie słyszę Isię „Brawo Ola! Jasiu śpi!”. Uff, można lecieć dalej. W strefie zmian mam wrażenie, że spędzam wieczność, ale w końcu wyruszam na mojej białej strzale na kolejny etap.

Rower

Trasa rowerowa była taka sama, jak rok temu. Całkiem malownicza. Asfalt też malowniczy. Tu dziury, tu koleiny, tu tarka, a tu gładko. Sporym zaskoczeniem była informacja, że na 1/10 obowiązuje drafting. Zapewne było to ujęte w regulaminie, ale większość osób nie miała o tym pojęcia, aż do komunikatu na fejsie. W strefie zmian usłyszeliśmy np. o Tomku, który 2 dni temu dowiedział się, że nie startuje bo jest drafting i zakaz czasówek, a on nie ma innego roweru 😉

2016-09-18-14-33-36

[Ola]

Niestety nie za bardzo udało mi się skorzystać z dozwolonego draftingu, nad czym mocno ubolewałam ja i cyferki na Garminie. Plus cały czas było mi cholernie zimno i dotkliwie odczuwałam mocny wiatr. Jak mantrę powtarzałam „kuźwa jak zimno, kuźwa jak zimno”. Po czym stwierdziłam, że nie wpływa to budująco na morale, więc zmieniłam ją na „rozgrzejesz się na bieganiu, rozgrzejesz się na bieganiu”.

[Artur]

Ucieszyła mnie ta wieść o draftingu, tym bardziej, że z racji wesela kolegi nie mogłem wziąć udziału w Bike Challenge tydzień wcześniej. A tu miałem chociaż namiastkę tego wydarzenia. Dlatego też po wskoczeniu na rower zacząłem się rozglądać za sobą. Przede mną była tylko jedna osoba, a fajnie byłoby utworzyć jakiś minipeleton i pojechać na zmiany. Na szczęście z tyłu pojawiło się dwóch zawodników wrocławskiego LTT, których kojarzyłem z zawodów w Gdyni i Poznaniu. Jest nieźle. Po chwili dołączył do nas jeszcze jakiś olbrzym, który opory powietrza niwelował chyba jeszcze 100 metrów za sobą. Utworzyliśmy pociąg ekspresowy i raz po raz mijaliśmy kolejnych zawodników, niczym składy na bocznicy. Część zawodników albo nie wiedziała o draftingu albo nie umiała skorzystać z siły grupy, stając się łatwym celem dla peletonów. Rozkręciliśmy się do jakiś 37-39 km/h i wychodząc na krótkie zmiany fajnie współpracowaliśmy. Schody zaczęły się za nawijką w Jeziorach Wielkich, gdzie wiatr jeszcze bardziej utrudniał zadanie i średnia prędkość nieco spadła. Do strefy zmian wróciliśmy po niecałych 28 minutach. Trochę żałowałem, że tak krótko to trwało.

 p1290275

T2

Tu była szybka akcja. Rower i kask na wieszak, zmiana butów na wygodniejszy fason i biegiem na bieg.

Bieganie

Trasa biegowa podobnie jak rok temu wiodła promenadą, z małym bonusem w postaci nowego pomostu, który pokonywaliśmy w zastępstwie schodów i chodnika. Płasko, ładne widoki. Jedyny minus to fakt, że było dość wąsko. Po pokonaniu połowy odcinka robiło się zwrot przez sztag i wracało drugą stroną chodnika. W efekcie podczas wyprzedzania trzeba było uważać, żeby nie zaliczyć czołówki.

[Ola]

W bieganiu czuję się najmocniej i dlatego też na tym etapie udaje mi się co chwilę wyprzedzać innych. Trasa płaska i malownicza, biegnąca wzdłuż jeziora, sprzyja socjalizacji zawodników, bo z racji nawijki mogliśmy się wszyscy mijać. Około drugiego kilometra mijam Artura. Przybijamy sobie piąteczkę i on leci w stronę mety, a ja w stronę nawrotki.

2016-09-18-11

Wpadam na metę z czasem 1h 11 min 20 sek. Nie powiem, czuję lekki niedosyt, bo nie jestem do końca zadowolona z żadnego etapu. W środę przed startem wyszłam na szybką i spontaniczną zakładkę rower-bieganie i udało mi się wtedy wykręcić lepsze czasy niż podczas startu w Kórniku. No ale umówmy się – w tym przypadku nie o czas chodziło. Szalenie miło, móc jest wrócić na sportowe ścieżki, szczególnie kiedy nasłuchałam się niejednokrotnie w czasie ciąży, że od teraz skończą się moje intensywne treningi i starty. Wiadomo jest trudniej i inaczej, ale taki start nabiera zupełnie innego wymiaru i jakości, kiedy na mecie na szyi zawisa ci nie tylko medal, ale i stęskniony syn! 😉

[Artur]

Najlepsze na koniec. Bieganie zawsze wychodziło mi najlepiej i zawsze nadrabiałem dużo pozycji na tym etapie. Tu ponownie żałowałem, że do pokonania było tylko 4,2 km. Tym bardziej, że te nie to krótkie ni to średnie dystanse biega się najtrudniej. Ale ku mojemu zaskoczeniu udało się biec niezłym tempem (4:12 km/min), nie doprowadzając przy tym serca do stanu przedzawałowego. Gdy do pokonania zostało ostatnie 500 metrów zacząłem się rozglądać. Gość przede mną – 100 metrów dalej. Z tyłu to samo. Szkoda. Tamtego nie dogonię, ani nie będzie nikogo, kto by mi podeptał pięty i zmusił do ostrego sprintu. Na metę wbiegłem dość świeży, ale w pełni zadowolony.

Czas końcowy- 58:57 minuty. Super. Zakładałem ostrożnie godzinę z małym haczkiem, a udało się zejść poniżej. Debiut udany. 36 miejsce OPEN i 13 w kategorii.

img_7348

Na mecie przejęliśmy z powrotem Jasia, który wydawał się żywo zainteresowany tym co się wokół dzieje. Tylu uśmiechniętych i spoconych ludzi na raz jeszcze nigdy widział.

2016-09-18-12-37-03

Ponieważ się rozpadało, a tym razem niestety zabrakło makaronu na mecie, zaczęło padać i z lekka atakować zimnem, udaliśmy się do pobliskiej restauracji Biała Dama. Jasiu dostał cyca, a my rosół i schabowego z frytkami. Dla Oli to była to swoista pasta party po starcie, a dla mnie przed startem…

Relacja z 1/4 IM Kórnik Triathlon – sztafety

Do startu w sztafecie podchodziłem na luzie. W końcu do pokonania miałem tylko 10,55 km biegu. Dla kogoś, kto 2 tygodnie później ma pokonać maraton, taki dystans nie może przerażać, nawet uwzględniając fakt, że po raz pierwszy planował 2 starty w odstępie kilku godzin. Tym bardziej, że nasza drużyna była „drugim garniturem”, tudzież trisuitem w tym wypadku. W najmocniejszej drużynie Zgrupka Team wystartowali kozacy, a my mieliśmy zrobić niezły wynik i się przetrzeć.

Do pływania zgłosił się Daniel, który podobnie jak ja, także wystartował na dystansie 1/10 IM. Uciekł mi już w wodzie, na rowerze jeszcze powiększył dystans, ale udało mi się go dopaść na 3 km biegu. Na mecie zameldował się zaledwie 1,5 minuty później. Na rower zgłosił się Paweł, świetny kolarz, który zapowiadał szczyt formy na wrzesień.

p1290256

Niestety we wtorek, tuż przed startem Paweł poinformował nas, że przegrywa nierówną walkę z chorobą i nie da rady wystartować… Ponieważ jednak Zgrupka Team kolarzami stoi, znalezienie mocnego zastępstwa zajęło nam niecałą godzinę. Do boju zgłosił się Darek – spec od czasówek. Organizatorzy nie robili żadnych problemów w tej sytuacji. Dokonali zmiany w systemie i mogliśmy bez problemu wystartować

Pływanie

Start sztafet miał miejsce o 14:10 – 10 minut po starcie „singli”. Przyznam szczerze, że kompletnie nie rozumiem tej decyzji. Przecież w sztafetach wystartowało wielu świetnych pływaków (często nie triathlonistów), którzy bez problemu dogonili stawkę i musieli się przebijać przez ten wodny peleton. To samo było na rowerze, choć oczywiście tu wyprzedzanie jest dużo prostsze. Daniel, mimo zmęczenia po porannym starcie popłynął bardzo dobrze. Z wody wyszedł po niecałych 18 minutach. Co ciekawe – zanotował lepszą średnią, niż na dystansie 380 metrów! Być może tak go zmotywował odebrany w przerwie między startami puchar, dla najlepszego Kórniczanina na dystansie 1/10 IM!

2016-09-18-14-27-30

Rower

Po wyjściu z wody zawodnicy musieli dobiec do strefy zmian, gdzie czekali na nich kolarze. W tym momencie następuje tradycyjna wymiana chipów, klepnięcie w plery i można lecieć po rower. Słyszałem, że Darek jest mocny, ale że aż tak wymiecie, to się nie spodziewałem. Z każdą minutą doganiał kolejnych zawodników i gdyby budował świetny wynik całej sztafety. Do strefy zmian wrócił już po 1:08:27h! 45 km w takim czasie – średnia ponad 40 km/h. Dla mnie to nieosiągalny kosmos.

Bieganie

No to teraz ja. Padłem Darkowi do stóp, ale nie było czasu na bicie pokłonów za osiągnięty wynik, bo trzeba było jeszcze dobiec. Zdjąłem więc chipa z jego nogi, założyłem na swoją łydkę i w drogę. Pierwsza beczka, wiraż na promenadę i lecę wzdłuż jeziora. Nogi pracują, jak marzenie. Zerkam na tempo 3:40 min/km! Nie no super, ale zaraz spuchnę i nie dobiegnę. Zmuszam się do wolniejszego biegu. Za plan minimum przyjąłem sobie 4:30 na każdy kilometr. Ale udaje się biec szybciej, głównie dzięki sile woli. Jest coś magicznego w tych sztafetach. Patrząc na to co zrobił Daniel i Darek wiedziałem, że nie mogę teraz nawalić. W głowie powtarzam sobie – mamy ładny czas, nie spierdol tego! Zawisza musisz!

p1290283

Do pokonania były 3 rundki, więc co chwila słyszałem głośny doping Zgrupkowiczów. Do tego na trasie co chwila mijałem znajome twarze. Na 3 okrążeniu jakaś nieznajoma twarz krzyczy „Tri of Us dajesz!”. Zamurowało mnie i nie wiedziałem, co powiedzieć 🙂 Ale najlepszą odpowiedzią było przyduszenie i zasuwanie do mety. Na ostatniej prostej czekał na mnie Daniel. Co prawda zapewniał, że jest ładna przewaga nad kolejną osobą, ale skorzystałem z faktu, że miałem zająca i razem wpadliśmy sprintem na metę.

14352264_1649525132026242_3480015311971342099_o

Czas końcowy – 2:13:01. Nieźle jak na sztafetę, a marzenie jak na start solowy. Pytam jak poszło – 9. miejsce na Mistrzostwach Polski Grup Triahtlonowych! Wow! Znakomicie. Patrzę jeszcze na swój wynik i tu kolejne wow – nowa życiówka na dystansie 10 km! Wynik ze Swarzędza poprawiony o 12 sekund i to po zaliczeniu 1/10 IM. Absolutnie nie przewidywałem takiego scenariusza. Byłem z siebie podwójnie zadowolony, bo niezaprzeczalnie dałem z siebie wszystko.

14435045_1649525188692903_7269862269528697444_o

W innych ekipach Zgrupka Team też pięknie. Nasza najlepsza drużyna (w składzie Bartek, Krystian i Marcin) zgodnie z założeniem walczyła o podium i zabrakło bardzo niewiele, bo zaledwie 28 sekund do 3. miejsca! Ale za to na najniższym stopniu podium udało się stanąć drużynie Zgrupki Luboń, która zdobyła brąz w kategorii kobiecych sztafet!  34-ta na mecie zameldowała się drużyna Państwa Domaradzkich z Krystianem na rowerze.

14352494_1649525055359583_2496168505150994658_o

Plusy dodatnie

  • Znakomicie wymierzone dystanse – zeszłoroczna plama zmazana dokumentnie.
  • Atmosfera – z każdą kameralną imprezą staję się coraz większym fanem takich formatów. Brak kolejek, fajna atmosfera, możliwość łatwego zaparkowania – jest sporo plusów.
  • Atrakcyjna i szybka trasa biegowa.
  • Nieduży koszt udziału.
  • Możliwość draftingu na dystansie 1/10.
  • Sprawna organizacja.

Plusy ni to dodatnie, ni to ujemne

  • Komunikacja – co prawda przekaz był pełen, ale bardzo opóźniony. Informacje na temat wydarzenia na fanpage’u zaczęły pojawiać się dopiero 15 września – 4 dni przed startem.
  • Koszyki – mi ich brak nie przeszkadzał. Jednak 74% osób w ankiecie twierdziły, że by się przydały. A organizatorzy piszą, że według tych badań… nie są potrzebne. Liczcie się z liczbami 😉

Plusy ujemne

  • Brak możliwości rozgrzewki i rozpływania w wodzie przed startem
  • Kiepska nawierzchnia na trasie kolarskiej
  • Brak obiecanych stanowisk z izotonikiem, który miał być rekompensatą za brak wody na trasie kolarskiej.
  • Pogoda – z jednej strony dobrze, że nie było około 30 stopni, jak jeszcze kilka dni wcześniej. Ale jednak ten deszcz to mógł sobie darować.