It’s running man! Relacja z 9. Poznań Półmaratonu

9. Półmaraton Poznański obfitował w mnóstwo nowości – nowa baza, nowa trasa, nowy, dużo większy limit startujących. Do tego doszła jeszcze nowa sytuacja pogodowa. Działo się. 

2016_0417_111324_003

Start o 9:00, więc budzik nastawiłem na 7:00. Na szczęście mam blisko zarówno na MTP, więc mogłem przedłużyć moment pobudki. Przynajmniej w teorii, bo noc była kiepska. Położyłem się po północy, ale zasnąć udało mi się dopiero 1,5h później. Potem kilka pobudek. Jedyny plus, że piłem wówczas wodę, więc nawadnianie przed startem modelowe 😉

IMG_20160417_082349

Po lekkim śniadaniu (bagietka z dżemorem, nutellą i masłem orzechowym + kawczan), ubrałem się, przyjąłem kopa od Oli na szczęście i poszedłem na tramwaj. Leje. Po drodze mijam wolontariuszy, którzy w strugach deszczu montują pierwszy punkt odżywczy. Na przystanku sami półmaratończycy. Podjeżdża tramwaj i to samo. W środku prawie sami biegacze, upchani jeden przy drugim. Po przyjęciu ekwilibrystycznej pozy udaje mi się stanąć na schodku i zmieścić w środku. Poczułem się jak Kenijczyk, bo postura niewątpliwie mi się mocno spłaszczyła 😉 Jedziemy.

CAMERA

Targi Poznańskie są przyzwyczajone do tłumów, które regularnie odwiedzają je przy różnych imprezach. Tym razem dosłownie kotłowało się tu od biegaczy. Ścisk nieporównywalnie większy niż przy maratonie. Powolnym tempem ruszamy w stronę depozytów, po drodze zapoznając się ze znacznie zmienioną trasą dzisiejszego biegu.

2016_0417_075817_001

Worek z zestawu startowego (więcej na temat pakietu startowego pisałem tutaj) ze zbędnymi warstwami ubrań zostawiłem w depozycie i zacząłem prowizoryczną rozgrzewkę. Od kolumny do kolumny. Aura na zewnątrz nie zachęcała do wychylania nosa z terenu targów. Gdy jednak na zegarku minęła 8:52 zebrałem się ku wyjściu. Patrząc jednak na tłumy ludzi, którzy zmierzali do strefy startu, nie miałem wątpliwości, że start musi się opóźnić.

2016_0417_081013_001

Na zewnątrz niewiele lepiej. Długa kolejka do toi-toia i sznur ludzi zmierzający na ulicę Grunwaldzką. Szybko jednak udaje mi się wejść do pierwszej strefy i zająć niezłe miejsce, całkiem blisko linii startu. Spiker zachęcał do okrzyków i przybijania piątek z sąsiadami, co zrobiło fajną atmosferę.

CAMERA

Minęła już 9:00, ale ciągle tłumy ludzi zmierza jeszcze do swoich stref. Myślę, że dzięki temu, iż półmaraton ruszał w 4 falach, wiele osób udało się zameldować na czas. Punktualnie o 9:04 Grzegorz Ganowicz strzałem z pistoletu daje znak do startu. Poszli!

2016_0417_081934_005

Już kilka kroków za linią startu pojawiły się pierwsze przeszkody – nie mogło zabraknąć osób, które choć planując pobiec na ponad 2h, dzielnie ustawiają się w pierwszych liniach, bo przecież najważniejszy jest czas brutto 😉 Lekkie spowolnienie na pierwszym zakręcie (skręt w Roosevelta) i lecimy dalej.

DSC_0162

Nadal intensywnie leje. W koleinach zalegają spore kałuże. Każdy z nas zamienia się w kilkuletnie dziecko i bawimy się w „woda to lawa”! Kto wdepnie ten spłonie!

DSC_0111

Na pierwszych kilometrach standardowo daję się porwać tłumowi i lecę nieco szybciej niż planowałem. Średnia po pierwszych 5 kilometrach – 4:22 min/km. A cel to pobiec poniżej 1:35h, czyli w tempie ok. 4:29 min/km.

DSC_0142

Na czwartym kilometrze minął mnie biegacz z joggerem. Nie udało mi się już go potem dogonić, więc musiał ładnie pocisnąć. Mnie również czeka niedługo przesiadka na biegi z wózkiem biegowym i mam nadzieję, że podobnie jak on będę trzymał takie piękne tempo 😉

DSC_0191

Zacząłem już myśleć o relacji, którą napiszę na bloga. Fajna odmiana i sposób na ucieczkę myślami. W głowie powstają pierwsze zdania i całe akapity, które trafiły do tej notki. Co więcej, o tym, że napiszę o myśleniu o blogu, także pomyślałem podczas biegu 😀

DSC_0095

Ku mojemu zdziwieniu dopiero w okolicach 5 kilometra minęły mnie baloniki na 1:30h. Widać pacemaker przyjął strategię negative splitu i drugą połowę dystansu ekipa pobiegła jeszcze szybciej.

CAMERA

Niewiele dalej czekała na mnie ministrefa kibica. Ola dzielnie dopingowała nas (i robiła foty) wraz ze swoją mamą oraz koleżanką Kamilą. Przybita piątka mocy dodała skrzydeł. Ten odcinek pobiegłem najszybciej – w 4:16 min.

DSC_0208

Po 6 km zaczęły się lekkie schody i plan był jeden – trzymać się tempa 4:30. Do 10 km szło wszystko zgodnie z planem. Potem jednak przyszedł czas na najgorszy odcinek – Hetmańska. Zaczął się z wysokiego C – od stromego podbiegu. Potem też lekko pod górkę, następnie w dół pod wiaduktem kolejowym i znowu górka. Kolejne 3 km zanotowałem ze średnim czasem 4:38. Nadwyżka z początku biegu została zredukowana, a do tego pojawiła się lekka kolka wątrobowa. Nie jest dobrze. W myślach zacząłem już powoli żegnać się z życiówką, za co zostałem wyśmiany przez Olę i Kamilę 😉

13016399_10206630680310350_1996117569_o

Jednak po skręcie w Arciszewskiego siły jakby wróciły. W słuchawkach Freedy zaczął śpiewać „Don’t stop me now”, udało się przyśpieszyć. Czas odcinka 4:28! Niczym w Gwiezdnych Wojnach pojawiła się u mnie „Nowa nadzieja!”

DSC_0119

Dalej trwała walka o utrzymanie tempa. Szło mi to ze zmiennym szczęściem, ciężko było złapać właściwy rytm. Po nawijce na rondzie na ul. Grunwaldzkiej wypatrywałem baloników biegnących na 1:35h. Były jakieś 400 metrów za mną, więc miałem jeszcze komfortowy zapas. Ostatnia prosta to zaciskanie zębów i bieg głową. Jeszcze tylko 4 km. Już tylko 3. Jeszcze 2 i meta. Ostatni kilometr i koniec!

21-ty kilometr to, wracając do analogii z Gwiezdnych Wojen – przebudzenie mocy. Większość biegaczy przyśpiesza i walczy o cenne sekundy i lepszą pozycję na mecie. Ten etap zawsze dodaje mi skrzydeł i choćbym nie wiem jakbym był zmęczony, zawsze przyśpieszam i cisnę ile wlezie. Długa prosta na niebieskim dywanie chlupiącym od zalegającej wody, kilka wyprzedzony osób i jest! Finish!

2016_0417_100909_007

Na mecie pełno ozłoconych od folii termicznych biegaczy. Spotykam Chrisa Kwacza – niegdyś mojego szefa, a aktualnie m.in. blogera. Jak wynikło z rozmowy z Chrisem spotkamy się jeszcze nieraz na starcie w tym roku 😉

CAMERA

Niestety z powodu ogromu startujących (półmaraton ukończyło rekordowe 11,5 tysiąca osób!), nie udało mi się spotkać z większością znajomych, których również zmagali się z tym dystansem. Wiem jednak, że zarówno zawodnikom ze Zgrupki Teamu (w „barwach” którego startowałem), jak i większości znajomych udało się zrobić coś chyba najfajniejszego – poprawić życiówkę 🙂

20160417_152633Ja również znalazłem się w tym gronie. Według endomondo poprawiłem się o 46 sekund, ale tu standardowo Garmin policzył nieco dłuższy dystans. Według oficjalnych rezultatów – o ponad minutę. Rzutem na taśmę złamałem 1:35h – oficjalny czas: 1:34:59.

2016_0417_100648_005

Odbieram medal i lecę do hali, bo nadal pada. Zmęczony i przemoknięty sięgam po makaron po bolońsku, by uzupełnić węglowodany i przyjąć coś ciepłego. Niestety danie to jak co roku z serii „zemsta kucharza” – rozgotowany makaron i mało strawny sos. Mimo głodu, nie byłem w stanie zjeść tego do końca.

20160417_113224

Idę do depozytu, bo chciałbym zmienić mokre ciuchy i nawiązać kontakt ze światem, a bez komórki to obecnie niemożliwe 😉 I tu kolejna niemiła niespodzianka. Kolejka do mojego depozytu na kilkadziesiąt osób. Co ciekawe, w sąsiednich depozytach nie było kompletnie nikogo. Prawo Murphy’ego w czystej postaci.

CAMERA

Stojąc w kolejce mam dużo czasu by przyjrzeć się medalowi. No brzydki. Zero fantazji. Z roku na rok jest coraz słabszy. Sami przyznacie:
IMG_20160417_142514

Podsumowując

Plusy dodatnie:
+ kibice – dla nich wielkie brawa, bo pogoda absolutnie nie zachęcała do wyjścia, a mimo to dzielnie dopingowali
+ punkty odżywcze – jak zawsze długie i bardzo dobrze zorganizowane
+ frekwencja – 11,5 tysiąca to jeśli się nie mylę drugi najlepszy wynik po Półmaratonie Warszawskim
+ MTP – w taką pogodę przyjemnie było się ukryć po biegu w targowych halach
+ trasa – co prawda może mało atrakcyjna, ale za to szybka, co potwierdzają liczne życiówki
+ duża liczba pacemakerów

Plusy ujemne:
pogoda – co prawda dość ciepło i bezwietrznie, ale jednak deszcz nie ułatwiał roboty
długa droga na start – pełno wąskich gardeł, co spowodowało opóźnienie startu biegu
depozyty – 15 minut czekania na worek to zdecydowanie za długo
medale – za rok chyba dostaniemy blachę 😉
posiłek na mecie – nigdzie w Poznaniu nie zjesz gorszego makaronu niż tam
brak darmowego transportu miejskiego dla uczestników – kolejny regres w stosunku do poprzednich edycji
brak klimatu – piwko wypite na mecie poprzednich edycji nad Maltą smakowało doskonale. Teraz jakoś mniej klimatycznie… ale może to kwestia pogody.

2016_0417_110940_001

Plusów ujemnych wyszło więcej. Nie będę ukrywał, że po przeniesieniu imprezy na MTP i kolejnej podwyżce opłaty startowej spodziewałem się po organizatorach nieco więcej. Świetnie, że udało się poprawić życiówkę, bo przynajmniej to zostaje na zawsze 🙂