Gdy byłam w ciąży często słyszałam opinie, że wysiłek, z którym mierzy się kobieta podczas porodu można porównać do tego doświadczanego podczas przebiegnięcia królewskiego dystansu. Co prawda mam za sobą tylko po jednym porodzie i maratonie, ale postanowiłam na bazie tych doświadczeń przyjrzeć się tematowi.
Poród a bieganie – porównanie.
1. Czas
Porównanie porodu do maratonu bazuje na założeniu, że jeden i drugi jest długotrwałym wysiłkiem. Choć wydaje się, że akurat tu mamy największy rozstrzał. Poród u jednej kobiety może trwać godzinę, podczas gdy u innej może się rozwlec do długiej i bolesnej doby. Co innego w maratonie. Tu rozpiętość jest mniejsza, a co więcej, możemy dokładnie zaplanować sobie czas, jaki chcemy osiągnąć i go z powodzeniem zrealizować. Dla porównania – rekord świata Pauli Radcliff na dystansie maratońskim wynosi 2:15:25. Ale to czas nie z tej ziemi – niepobity od kilkunastu lat! Większość biegaczek z planety Ziemia kończy maraton w przedziale 3-5 godzin.
2. Tempo
Tu także mamy pewne rozbieżności. O ile w maratonie biegniemy tempem jednostajnym, a najlepiej jednostajnie przyśpieszonym, to poród to już ostry trening interwałowy. Na początku z dość długimi przerwami w truchcie, a potem tempo i intensywność ciągle rośnie. Aż dochodzimy do długotrwałych przyśpieszeń na króciutkiej przerwie. A końcówka to już mocny sprint do granic możliwości – w nowomowie biegaczy w tzw. „odcięcie” 😉
3. Wysiłek energetyczny
Podobno podczas porodu i maratonu spalamy podobną liczbę kalorii, co w moim przypadku oznaczałoby spalenie około 2173 kcal. Za to waga po porodzie błyskawicznie spada w dół o ładnych parę kilo 😉
4. Okres przygotowawczy
W obu przypadkach bardzo istotne jest solidne przygotowanie. Mało jest śmiałków podchodzących do maratonu z marszu. Podobnie kobietom będącym w ciąży, jak i długo przed ciążą zaleca się dbać o dietę oraz odpowiednią dawkę ruchu. Jakby tego było mało – i tu i tu do tego wielkiego dnia przygotowujemy się przez wiele miesięcy.
5. Kibice
W startach bardzo ważną i często niedoceniana rolę odgrywają kibice, którzy sprawiają, że jesteś w stanie wykrzesać z siebie mnóstwo dodatkowych sił. I to w momencie kiedy myślisz, że już nie dasz rady. Podczas porodu wystarczył mi tylko jeden kibic. Artur na całe szczęście był ze mną, nie zemdlał, a nawet się całkiem przydał 😉
6. Pacemakerzy
Trafić na dobrego pacemakera, to bardzo ważna sprawa. Na maratonie gonienie króliczka zapewni nam dobiegnięcie na metę przy założonym czasie. W szpitalu natomiast warto słuchać położnych mimo, że czasami wydaje nam się, że to co każą nam robić jest już poza zasięgiem naszych możliwości.
7. Głowa jest najważniejsza
W bieganiu nie należy skupiać się jedynie na „kończynach” odpowiedzialnych za poruszanie się. Podczas porodu kluczowa w moim przypadku okazała się koordynacja i współpraca ciało – głowa – oddech.
Podsumowanie
Do tej pory zastanawiam się czy było gorzej czy lepiej niż się spodziewałam (mając wciąż z tyłu głowy te obrazowe porównanie porodu do maratonu). Było po prostu inaczej. Nie mogę się jednak wyzbyć analogii biegowych, które chodziły mi po głowie kiedy usiłowałam uporządkować myśli po porodzie. Z perspektywy czasu wiem, że prawdziwy maraton rozpoczął po dopiero wyjściu ze szpitala. Ale w życiu, tak samo jak w bieganiu – należy się cieszyć każdym przebytym odcinkiem.