(Multi) relacja – 1. Bieg Niepodległości w Poznaniu

Zawsze zastanawiało nas dlaczego w Poznaniu nie są organizowane biegi niepodległości. W końcu to świetna okazja, by ubrać się w narodowe barwy i móc uczcić tę piękną rocznicę w sportowym wydaniu. Dotychczas poznaniacy jeździli w tym celu głównie do Lubonia i Obornik. W końcu w 2016 roku stolica Wielkopolski postarała się o swój bieg niepodległości, a przez pewien moment były nawet dwa! Ostatecznie jednak mieliśmy jedno, duże wydarzenie, któremu towarzyszyło sporo, nistety nie tylko zdrowych, sportowych emocji.

Do biegu przystępowaliśmy nieco z marszu. Ola nie trenuje jeszcze tak regularnie, jak przed ciążą, a Artur przedłużył sobie nieco okres roztrenowania 😉 Do tego tradycyjnie dopadło go listopadowe przeziębienie, więc do startu podchodziliśmy na luzie, bez żadnych oczekiwań. Ważne było jedno – wspólnie wystartować. Sami byliśmy zaskoczeni, że ostatnim naszym wspólnym startem biegowym był Szpot Swarzędz – także na 10 km. Półtora roku temu! Ale skoro oboje mamy biec, to co zrobimy z Jasiem? Tu z odsieczą przybyły nam posiłki z Wrocławia. Dwie „ciocie” zaopiekowały się na te 1,5h naszą pociechą (dzięki raz jeszcze!), a my o 9:30 wskoczyliśmy na rowery i pojechaliśmy na start.

20161111_093244

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Kurtki zostawiamy przy rowerze. Dobry pomysł, bo ponoć kolejka do depozytu była niemała. Rozgrzewka, toaleta i idziemy ustawić się w boksie startowym.

20161111_094430

Oboje zostaliśmy przypisani do strefy „C”, ale już w strefie „A” dostrzegliśmy wielu zawodników, którzy nie wyglądają, jakby planowali utrzymać tempo elity. Taka to natura dużych, a szczególnie takich „familijnych” biegów, gdzie dużo osób debiutuje i niestety ustawia się blisko startu, utrudniając bieg tysiącom szybszych zawodników. 

20161111_095725

Spiker zagrzewa biegaczy i segreguje nas na białych i czerwonych 😉 Chwilę później czapki z głów i śpiewamy hymn. To chyba jedyna taka okazja dla amatorów, bo mało komu będzie dane stanąć na najwyższym stopniu podczas zawodów i odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Przybijamy sobie piątki z sąsiadami i ruszamy.

Relacja Oli – Bieg Niepodległości w Poznaniu

Jeżeli chodzi o wynik to nie wiązałam z tym biegiem większych nadziei. Od startu w Triathlon Kórnik pozwoliłam sobie na lekkie roztrenowanie. Do tego w między czasie byliśmy w Portugalii, gdzie Artur się nabiegał za nas dwóch w maratonie, a ja skupiałam się na zwiedzaniu. Jak już wychodziłam pobiegać to były to szybkie 5ki, max 7-8 km. Dlatego też jeszcze w drodze na start podpytywałam Artura jak mam ugryźć ten bieg. Bardzo chciałam zejść poniżej 50 min. 

Zawsze jak stawałam na starcie różnych zawodów czułam mocne podekscytowanie, a po powrocie po ciąży i porodzie dochodzą jeszcze niesamowite ciary i nawet wzruszenie. Zrzucam to na karb hormononów 😀 Dodatkowo był to mój pierwszy bieg, podszyty tak szczególnym znaczeniem i muszę przyznać, że 9 tysięcy biało czerwonych koszulek i hymn na starcie robił wrażenie.

Po wystrzale nie dało się biec, bo tak gęsto było. Potem zaczęło się jedno wielkie wyprzedzanie i tłum mocno niósł mnie ze sobą, ale czułam, że tempo jest dla mnie wygodne i komfortowe. Pierwszy kilometr pękł w 4 min 25 sek. Na kolejnych kilometrach profilaktycznie zwolniłam, ale starałam się trzymać poniżej 5 min/km. Gdy do mety pozostały już tylko 3 km podkręciłam tempo i zaczęłam gnać w jej stronę z myślą o Jasiu czekającym z Ciotkami w domu. Na metę wpadłam z czasem 47 min. 26 sek., czyli dużo lepszym niż się spodziewałam.

20161111_105036

Do domu wróciłam nakręcona i niesamowicie podekscytowana – uwielbiam to uczucie!!! Nie powiem, marzy mi się w kolejnym sezonie złamać 45 min, więc jest co robić i już się nie mogę doczekać kolejnych startów 🙂

Relacja Artura – Bieg Niepodległości w Poznaniu

Roztrenowanie, roztrenowaniem, ale poniżej pewnego poziomu schodzić nie wypada. Ja za ten poziom przyjąłem granicę 45 minut. W związku z tym planowałem trzymać tempo 4:30 min/km przez cały bieg. Pierwsza połowa szła zgodnie z planem. Tętno oscylowało w granicach 176 uderzeń, zmęczenie nie przybierało na sile, powinno udać się dowieźć założenia. W połowie dystansu minąłem zawodnika biegnącego z joggerem. Pomyślałem wtedy, że być może w przyszłym roku też pobiegnę z podobnym ekwipunkiem i Jasiem na pokładzie.

20161111_101928

Druga część dystansu wydawała się być bardziej z górki, dzięki czemu tempo biegu dodatkowo nieco wzrosło. Szczególnie końcówka 8-go kilometra i zbieg z Cytadeli pozwolił się rozpędzić i urwać kilkanaście sekund od planu. Potem już był powrót na Aleję nomen omen Niepodległości i długa prosta do mety. No może nie taka prosta, bo końcówka była pod górkę, a do tego sama meta za zakrętem na wysokości Placu Dwóch Krzyży. Trochę szkoda, bo zawsze widok mety daje +10 do prędkości, a tu meta wyłoniła się dość nagle. Niemniej jednak udało mi się jeszcze nieco wydusić z siebie, przycisnąć i wbiec z impetem na metę.

20161111_101957

Czas 44:11. Bardzo zadowalający w tej sytuacji.

Na mecie robię kilka zdjęć do relacji i wypatruję Olę. Długo na siebie czekać nie kazała, bo pojawiła się zaledwie 3 minuty po mnie! Gratulujemy sobie i kierujemy się do wyjścia. Przyjmujemy medale. Dalej wolontariusze częstują wszystkich dwoma rogalami. Bierzemy też wodę, a rozdający zachęcają – bierzcie ile chcecie! Jak się potem okazało, ta szczodrość była mocno nieprzemyślana i nadmiarowa.

img_20161111_111659

Po powrocie do domu czytamy dziesiątki negatywnych komentarzy i długą listę zarzutów do organizatorów. Cóż… My z biegu i organizacji byliśmy bardzo zadowoleni, ale to dlatego, że udało nam się ominąć wszystkie niedociągnięcia. Nie da się ukryć, że gdybyśmy musieli spędzić kilka minut w oczekiwaniu na przekroczenie linii mety, po czym zabrakłoby dla nas medalu, rogala i nawet wody, to zupełnie inne wrażenia wynieślibyśmy z biegu. Trzeba jednak wziąć poprawkę, że była to pierwsza edycja imprezy i zarazem 2 razy większa niż Maniacka Dziesiątka. Mamy nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i za rok zafundują wszystkim jeszcze lepszą imprezę, bo to święto i ci wszyscy biegacze zdecydowanie na to zasługują.

Plusy dodatnie

  • Pakiet startowy z fajną koszulką w dwóch kolorach do wyboru. Choć fakt, że mogłyby być dłuższe 😉
  • Trasa biegu – zupełnie inna niż wszystkie dotychczasowe biegi w Poznaniu
  • Medal – z pewnością najbardziej oryginalny w naszej kolekcji 😉
  • Oprawa biegu – dużo osób biegło w narodowych barwach, głównie w koszulkach od organizatora.

Plusy ujemne

  • Brak wody na trasie – 10 km to już dystans, na którym warto uzupełnić płyny.
  • Dezorganizacja w strefach startowych – to co prawda zarzut głównie dla zawodników, którzy ustawiali się nie w swoich strefach, ale wpływa na odbiór całej imprezy
  • Braki – wiele osób skarżyło się, że zabrakło koszulek, rogali, wody czy przede wszystkim medali. Zawiodła logistyka.
  • Korek przed metą – ponoć niektórzy czekali kilka minut, by móc przekroczyć linię mety. A potem nawet 45 minut, żeby wyjść ze strefy finishera. Absolutnie kuriozalna i niespotykana sytuacja.

A jakie są Wasze wrażenia z biegu? Podzielcie się w komentarzu poniżej! 🙂